Make-up
Osoby, które zaglądają na mój profil na Instagramie, pytają
mnie czasem o kosmetyki, których używam – czym się maluję i co polecam. Właśnie
dla Was, moi drodzy, powstał ten post. :)
Zacznijmy może od tego, że nie lubię wychodzić z domu bez
makijażu – może być to tylko podkład i tusz, ale coś być MUSI! Uwielbiam
kosmetyki odkąd pamiętam i lubię też testować nowości – niektóre potem często
powracają do mojej toaletki, a innych nie używam nawet, jeśli dostanę je w
prezencie.
No dobrze, ale jak to wszystko wygląda w moim wydaniu? Cóż…
Muszę przyznać, że nie mam jakiegoś codziennego rytuału, bo kiedy idę na
uczelnię, często bez sensu jest malowanie się – zwłaszcza jeśli w planie jest
pilates, siłka albo inny basen. Na dodatek jestem leniem, więc te kilka minut
snu więcej przesądza o tym, że na uniwerku rzadko kiedy spotkacie mnie w pełnym
makijażu – cienie czy kreska. Wtedy tylko podkład, tusz, róż,
pomadka/błyszczyk/szminka i oczywiście brwi. Okay, ale wróćmy do meritum. Jeśli
mam czas, jak wygląda u mnie robienie makijażu?
Po pierwsze i najważniejsze – jeszcze przed śniadaniem,
zaraz po umyciu twarzy, nakładam krem pod oczy i na powieki, rzęsy raczę
specjalną odżywką 8w1, a potem kremuję twarz. I tak oto wygląda moje przygotowanie
do późniejszego make-upu. ;) Zaczynam go od nałożenia podkładu. Próbowałam
wiele różnych, ale jak na tę chwilę najlepiej odpowiada mi L’Oreal True Match
(C3 Rose Beige, a w lecie W3 Golden Beige). Dobrze kryje, ma przyjemną
konsystencję, fajnie się rozprowadza i dopasowuje do skóry. Spotkałam się z
wieloma opiniami, jednak ja muszę stwierdzić, że mojej skóry nie wysusza (w
końcu!). Do podkładu – kiedy potrzeba – korektor. Potem jeszcze kuleczki CC,
które są moim must have i zawsze panikuję, kiedy ich zapomnę ze sobą zabrać, na
przykład z Wrocławia do domu (rozwiązałam ten problem, kupując takie kuleczki
mamie i w razie potrzeby mogę pożyczyć od niej ;p). Kiedy cera jest już w
porządku, biorę się za brwi. No i tutaj też często słyszę/czytam pytania w stylu:
„To twoje brwi?”. No, a czyje mają być? Mojej nieistniejącej siostry? :p
Oczywiście tylko się śmieję, bo doskonale wiem, o co Wam chodzi. Otóż, mam to
szczęście, że mam naturalnie ciemne i gęste brwi, aczkolwiek prawie nigdy nie
zdarza mi się wyjść z moimi naturalnymi brwiami, nietkniętymi niczym. Czego
używam? Henny? Nieeee, jakoś nigdy nie mogę się ogarnąć, żeby sobie ją zrobić.
XD Od kilku lat używałam genialnej jak dla mnie kredki, lecz przez przypadek
(no dobra – przez lenistwo, bo nie chciało mi się szukać kredki w mojej
ogromnej torebce) stwierdziłam, że lepiej używa mi się cienia. Żeby było
śmieszniej – paletka była u mnie od dłuższego czasu. Tak więc brwi traktuję
najzwyklejszym w świecie CIENIEM DO POWIEK w odpowiednim dla mnie kolorze. ;)
Po brwiach nadchodzi czas na powieki. No i tutaj przejawia się moja słabość,
albowiem jakiej paletki nie wezmę, to muszę, po prostu muszę użyć wszystkich
jej kolorów! Kocham mieszać różne odcienie, sprawiać, by ładnie ze sobą
współgrały, fajnie w siebie przechodziły – sprawia mi to niezłą frajdę! Jeśli w
palecie znajduje się jakiś ciemniejszy kolor, zawsze daję go na zewnętrzny kąt
powieki i przeciągam go aż pod dolną linię rzęs, otrzymując lekko przydymione,
ładnie podkreślone oko. Z kreskami męczyć się nie lubię, ale czasem mi
też się zdarza i zobaczycie mnie z kocim okiem.
Po powiece czas na rzęsy. Wielokrotnie byłam przepytywana, a
może nawet i przesłuchiwana, co ja takiego robię z tymi rzęsami, że są tak
długie? Mam to szczęście, że mam naturalnie długie i gęste rzęsy. Oczywiście
wspieram je też odżywką, o której już wspomniałam, ale niemniej ważny jest też
tusz. Wybór mascary to dla mnie zawsze nie lada wyzwanie. Lubię próbować
nowości, ale nie zawsze wychodzi mi to na dobre. Przede wszystkim zwracam uwagę
na szczoteczkę – im dziwniejszy, bardziej pokręcony kształt, tym lepiej! Wtedy
nie sklejają mi się rzęsy nawet przy wielokrotnej aplikacji. Na co dzień nie
nakładam więcej niż jedna warstwa tuszu, ale przy różnego rodzaju imprezach
dwie są jak najbardziej wskazane. Moje serce wiele lat temu skradł Rimmel i
nigdy nie mam obaw, czy dokonuję właściwego wyboru, kupując ich mascarę, ale
ostatnio polubiłam L’Oreal. Niestety nie wszystkie tusze L’Oreala mi pasują,
ale mam swoje typy. ;) No i tym sposobem dotarłyśmy do ostatniego muśnięcia
różem, a właściwie zestawem do konturowania z AVON. Potem już tylko – a może aż
– usta. Z tym u mnie różnie. Czasem bowiem wybieram szminkę (choć niezbyt
często), błyszczyk albo pomadkę. Ostatnio mam bzika na punkcie matów – zwłaszcza
tych od Kylie Jenner – i to w nich najczęściej możecie mnie zobaczyć. :D
To chyba wszystko. Może jednak coś pominęłam, nie
wspomniałam o czymś, czego jesteście ciekawi, co chcielibyście wiedzieć?
Piszcie w komentarzach czy w mailach, a na pewno odpowiem – albo w prywatnej
wiadomości, albo pisząc kolejnego posta. :)
Komentarze
Prześlij komentarz